piątek, 19 września 2014

Kłótnie zniszczyły wiele relacji na mej drodze

Ale cóż, wiem co myślę, nie na wszystko się zgodzę


Nie mam zamiaru spełniać czyichś oczekiwań


W życiu nie chodzi o to by sympatię zdobywać

To boli - kiedyś blisko, teraz sobie obcy ludzie


niedziela, 17 sierpnia 2014

Bohaterowie


Clarisse  Roth - 17lat




Harry Styles - 20lat





Luke Hemmings - 18lat




Collin Michaelson - 27lat




Carrie  Accola - 19lat



(reszta będzie dodawana w trakcie opowidania ;** ) 



środa, 6 sierpnia 2014

Prolog

To miałobyć moje najtrudniejsze zadanie.
I faktycznie takim się okazało.




Szłam jedną z bocznych uliczek z kapturem naciągniętym na moje kruczoczarne włosy.Jasno niebieskie pasemko zmieszło się z czarnymi. Zbliżając się do celu, moje serce przyśpieszyło jak przed każdym takim zleceniem.Pogoda w pełni oddawała moje uczucia. Smutek, niepewność ,złość.. . Granatowo szare chmury całkowicie zasłoniły niebo i wiosenne słońce. Zwolniłam tempo czekając na pierwsze krople deszczu. Po moich plecach mimowolnie przeszły dreszcze. To tylko kolejne zadanie, takie samo jak wszystkie, powtarzałam w myślach. Ale ono nie było"takie samo".To było trudniejsze.
Kiedy pierwsze krople deszczu zaczęły lecieć z deszczowych chmur,skierowałam się do budynku koło mnie, aby się schronić. A przynajmniej tak to miało wyglądać. Weszłam do ogromnego i przestronnego holu firmy "Technology Industry". Podeszłam pewnie do recepcji choć w duchu prosiłam, aby cała akcja już się skończyła. Za wielką ladą z orzecha włoskiego stała uśmiechnięta kobieta w średnim wieku. Jej krótke brązowe włosy były przeplecione srebnymi nitkami. Jej uśmiech był przesłodzony,ociekający z nudzeniem. Po prosu sztuczny.
-Gdzie znajdę toalety ?- zapytałam przymilnym głosem. Wskazała mi ręką długi korytarz z prawej strony, nawet się nie odzywając. Podziękowałam, chociaż idealnie znałam plan całego budynku. Pokierowałam się we wskazanym mi kierunku, i skręciłam za rogiem dopiero ,kiedy czujny wzrok recepcjoniski nie mógł mnie dosięgnąć. Teraz mam jakieś 10minut.
Skręciłam w lewo w stronę wind. Weszłam i wcisnęłam guzik z numerkiem 4. Oczywiście wpierw założyłam rękawiczki, żeby nie zostawić po sobie śladu. Wiem, że recepcjonistka mnie widziała, ale z pewnością mnie nie zna.Kiedy spokojnie jechałam na wybrane piętro, zaczęłam się przyglądać windzie. Jej wnętrze było jednym wielkim lustrem, oprócz podłogi. Podłoże było wyłożone czerwoną wykładziną, a przyciski z piętrami żarzyły się na jasny zielony.Jeszcze sprawdziłam czy broń jest na swoim miejscu po czym usłyszałam charakterystczny dźwięk i wysiadłam.
Na tym piętrze znajdował się tylko hol, ogromn sala konferencyjna i gabinet dyrektora , do którego w tym momencie zmierzałam.Ochroniarze stali po obydwu stronach windy. Gdy tylko wysiadłam zwrócili się do mnie z pytaniem co ja tu robię. 
To było do przewidzenia.
Szybkim,zwinnym ruchem wyciągnęłam broń zza paska spodni, celując do ochroniarzy. Niezdążyli nawet wyciągnąć swoich pistoletów, gdy już leżeli na podłodze. Wybrałam do tego zadania jeden z gorszych ,ale nicichszy pistolet, 
Sig-Sauer P220.
Przeszłam nad ochroniarzami ,uwarzając aby nie wejść w ich krew i zostawić dowody mojej obecności na kafelkach. Przeszłam pod gromnym żerandolem chyba ze sztucznych diamentów i skierowałam się do wejścia oznakowanego mianem "Dyrektor". Kopnięciem otworzyłam drzwi z mahoniu, które ogólnie nie pasowały do całego wnętrza. 
Facet około trzydziestki,  siedział na fotelu jakby cały czas na mnie czekał. Poczułam się zdezorientowana kiedy nic sobie nie zrobił z tego że celowałam do niego z broni. Mam nadzieje,że nie dawałam tego po sobie poznać. Na trzy.
Raz.
Dwa.
Ogromny wybuch od mojej strony powalił mnie na ziemię. Upadając wypusciłam z ręki pistolet , którego teraz w ogóle nie było widać w chmurze dymu z rozwalonej ściany. Wstałam. A raczej próbowałam, bo moja noga utwkiła pod dość dużym kawałkiem ściany. Zaczęłam go odsuwać, ale nie dawałam rady. Rozejrzałam się po zdemolowanym gabinecie. Żadnego śladu po mężczyźnie. Zaklęłam pod nosem.Schrzaniłam. Wszystko było dobrze dopóki ktoś nie wysadził ściany w powietrze.Słyszałam jak ogromny żyrandol z holu spada na ziemie i rozczaskuje się na milinoy kawłeczków.Usłyszałam coś jeszcze.
Syreny policyjne. To koniec. 
Poczułam ,że ciężar z mojej nogi zelżał, a potem całkowicie zniknął. Popatrzyłam w tamtą stronę i zobaczyłam chłopaka, który bacznie mi się przyglądał.
-Nic Ci nie jest ? -zapytał i podbieł do okna jak tylko odgłos syreny zrobił się głośniejszy. 
-Tylko się na mnie ściana zwaliła, nie przezkadzaj sobie w podzwianiu widoków- odpowiedziałam z sarkazmem i wstałam. Z nogą na szczęście nic nie było. Podeszłam do biurka i wyjęłam spod niego broń. Blondyn odwrócił się i spojrzał na mnie a potem na broń. Widocznie się zdziwił. Pokazał na broń a potem skinął na mnie głową w  niemym pytaniu "Twoje?". Skinęłam  z lekkim wahaniem.
-Jesteś gliną ?- powiedział to wyraźnie z niesmakiem. Pokręciłam głową z obrzydzeniem. Nie cierpie glin. A co do policji to słychać było,że jest już pod budynkiem.
-Chodź! -krzyknął , złapał mnie za ręke i pociągnął w stronę drzwi, przez które jakieś 3 minuty temu wchodziłam z zamiarem zamordowania człowieka. Pobiegliśmy schodami ,żeby nie tracić czasu na czekanie aż winda przyjedzie. Co ja w ogóle robiłam? Oczywiście że musiałam uciekać to nie podlega dyskusji ,ale czemu robię to z tym chłopakiem? 
Blondyn chciał wyjść głównym wejściem ,ale to mógł być zły pomysł. Teraz to ja pociągnełam go za rękaw do tylnego wyjścia. Wybiegliśmy prosto do zaułka, w którym stał motor. Nie byle jaki motor. Mój motor. Wsiadłam na niego zarzucając kaptur z powrotem na włosy. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem , ale ponagliłam go ruchem ręki. Szybko zarzucił plecak na drugie ramię i wsiadł na motor. Wyjechałam z zaułka i pognałam przed siebie do mojego tak zwanego mieszkania. Dopiero po wyjechaniu z miejsca przestępstwa zauważyłam ,że nie okrążyli firmy tylko bank , który znajdował się koło niej. 
Dojechaliśmy w jakieś 10minut do mojego prowizorycznego mieszkania.Najpierw zsiadł chłopak a ja zaraz za nim.
-Gdzie ty mnie wywiozłaś? -zapytał podniesionym głosem, jako że w tej okolicy był tylko jeden dom. Mój dom.
-Czemu pomagałeś mi uciec? - odpowiedziałam pytaniem.
-Ty też mi pomogłaś.
-To może od początku. Masz jakieś imię?
-No jakieś mam.- odpowiedział z lekkim uśmiechem na ustach. Zrobiłam znudzoną minę i ponagliłam go ręką już drugi raz w ciągu godziny.-Luke a ty?
-Clarisse.